Sunday 17 January 2010

Ewa chce spać

Po serii poważnych, rozliczeniowych filmów Wajdy, Munka czy Kutza, tym razem w serii 50 lat Polskiej Szkoły Filmowej trafiłem na komedię, Ewa chce spać. Od pierwszych scen czuć rękę znakomitego autora dialogów, Jeremiego Przybory, które w ustach nastoletniego Romana Kłosowskiego, w roli nieopierzonego, rozkrzyczanego złodziejaszka, brzmią przezabawnie.

To on spotyka zagubioną na nocnych ulicach miasta (nieznanego z nazwy, znanego z rozpasanej przestępczości) Ewę i, licząc na pierwszą w karierze kradzież, wita wyuczonym:
"Kup pani cegłę.
Odpalasz pani stówkę,
ocalasz pani główkę."
Ewa, snująca się po mieście w poszukiwaniu noclegu nowoprzyjęta uczennica technikum, obezwładnia go swoim czarem i prostolinijnością. Siadają w parku, Lulek deklaruje się, że znajdzie jej kąt na noc, są o krok od zawarcia przyjaźni, kiedy Ewa wpada w ręce policjanta, któremu wydaje się, że dziewczyna chce popełnić samobójstwo skacząc z mostu. Jej przybycie na komendę rozpoczyna serię niespodziewanych wydarzeń, wywołanych chaosem, ślamazarnością i nieudolnością policji. Komendant, pod presją inspekcji z centrali, podejmuje decyzje, które prowadzą do jeszcze większego zamieszkania, ucieczki jednego z aresztantów (poczciwego kasiarza granego przez Ludwika Beniot) i obawiającej się posądzenia o prostytucję Ewy. Dalej już pomyłka goni pomyłkę, nikt nie wie, komu ufać, komu nie, a w środku tego wszystkiego jest niewinna, bezbronna Ewa, eskortowana przez nadgorliwego policjanta Piotra (Stanisław Mikulki), który się w niej zakochuje. Na kruzeli postaci tej komedii nieporozumień mamy na przykład Wacka Szparaga z Baru pod Ślimakiem ("I tak mamy manko"), który bierze Ewę za groźną terrorystkę (nic dziwnego, przez przypadek dziewczyna nosi ze sobą granat, który zresztą potem wpada do słoika z ogórkami kiszonymi, a w końcowej scenie wybucha) oraz dziesiątki drobnych i większych złodziejaszków, którzy odpowiadają na apel Lulka w sprawie "roboty: prucia banku".

Ewa chce spać to debiut Tadeusza Chmielewskiego, który potem nakręcił takie klasyki polskiej komedii jak "Nie lubię poniedziałku" czy "Jak rozpętałem II wojnę światową". W filmie uwagę zwraca baśniowość miasta, w którym się rozgrywa, opanowanego przez dobroduszny chaos, w którym policja (co ciekawe, nie milicja) ustępuje inteligencją sympatycznym przestępcom, a większość zasad, jak zakaz wstępu mężczyzn do hotelu robotniczego dla kobiet, jest pisana patykiem po wodzie, nie przestrzega ich nawet sama kierowniczka obiektu. Znawcy kina dopatrują się w tej surrealistycznej atmosferze subtelnej krytyki komunistycznego ustroju.

Ciekawa jest też rola Barbary Kwiatkowskiej, która zdobyła ją w olbrzymim otwartym konkursie tygodnika Film, prywatnie przez krótki okres żony Romana Polańskiego, później pracującej i mieszkającej głównie w Niemczech (jej córką jest aktorka Katharina Böhm).

No comments:

Post a Comment