Sunday 3 October 2010

Pigułki dla Aurelii

Drugi po Zimowym zmierzchu film Stanisława Lenartowicza z lat 50., trochę zapomniane dzieło Polskiej Szkoły Filmowej, Pigułki dla Aurelii wciągnął mnie i zachwycił. Lenartowicz nie ma tego statusu co Wajda, Kutz czy Munk, więc nie czułem przymusu zobaczenia w jego filmach arcydzieł, ale te dwa tytuły naprawdę odkryły dla mnie tego reżysera.

W Zimowym zmierzchu przekonała mnie głęboka psychologia postaci, w Pigułkach dochodzą do tego atutu kolejne - sensacyjna akcja osadzona w czasach okupacji oraz motyw wojennego pokolenia, zmuszonego do dramatycznych wyborów w obliczu śmiercionośnego zagrożenia. Bez przywoływania otwarcie nazwy tej formacji, Lenartowicz opisuje misję lokalnej jednostki Armii Krajowej, która organizuje przerzut broni z Radomia do Krakowa, narażając się na niemal pewną śmierć. Paczka dochodzi pod Wawel, dzięki poznanej po drodze Lili, ale wszyscy AK-owcy po kolei giną broniąc jej przed Niemcami. Lenartowicz sam był członkiem wileńskiej AK, zesłanym wgłąb Rosji. Kiedy wrócił do wyzwolonej Warszawy, nie mógł znieść ani propagandy sowieckiej agresywnie atakującej AK, ani romantycznego mitu tej organizacji storzonego przez innych twórców Polskiej Szkoły Filmowej. Pigułki dla Aurelii to jego wizja etosu polskiego ruchu oporu.

Mi w pamięci utkwi chyba najmocniej fragment w zabytkowym zamku, w którym partyzanci spotykają trójkę postrzeleńców - zapijaczonego malarza, stareńkiego weterana powstań narodowych oraz jego syna, opętanego misją chronienia dziedzictwa narodowego. Jest w tych scenach piorunująca symbolika.

No comments:

Post a Comment