Friday 6 May 2011

Praca organiczna to taaaki przeżytek

Mało produktywny dzień zaliczyłem i niestety w ostatniej cześci sezonu będzie mi coraz trudniej wspiąć się na wyżyny możliwości. Przyjmę raczej taktykę minimalnego wysiłku, zamykania spraw profesjonalnie, ale bez fajerwerków. Na wiele ponadto mnie nie stać. Zresztą wygląda na to, że ludzie już też powoli zaczynają mocniej myśleć o lecie, wakacjach, jeździe na rowerze i innych przyjemnościach.

Na dyżurze jedna z dojrzałych lektorek w SJO PP drugi raz z rzędu użerała się z zupełnie nieprzygotowanym studentem, który przyszedł chyba tylko po to, żeby liczyć na litość, szczęście i przypadek. Obserwując z boku, jak kobieta strofowała biedaka, wierciła mu dziurę w brzuchu i robiła moralizatorski wykład na temat tego, jak ważne jest nauczenie się podstawowych czasów angielskich, uderzyła mnie bezsensowność takich emocjonalnych mów. Brzmiało to trochę, jak konserwatywna ciocia karcąca przerośniętego siostrzeńca i od razu było widać, że nie przyniesie to żadnych skutków. Też zdarza mi się reagowanie emocjonalnie na zachowania kursantów i studentów, choć mam nadzieje, że w innym stylu, ale dzisiejszy spektakl utwierdza mnie w przekonaniu, że jest to bezsensowne. W ogóle w kontaktach z ludźmi trzeba szukać najskuteczniejszych i najadekwatniejszych rozwiązań, nie spalać się w działaniach, które nie mają żadnego rezultatu.

W tramwaju podsłuchałem rozmowę dwóch kobiet w średnim wieku. Zaciekle krytykowały tematy z matury z polskiego, szczególnie wybór "Granicy" Nałkowskiej jako tekstu przewodniego w części pisemnej. Potem pojechały już szerzej.
- Kto to widział dawać dzieciakom lektury typu "Siłaczka"?
- No właśnie, praca organiczna, kogo to w tych czasach obchodzi.
- Tak, to dla nich jak science fiction. "Kamizelka" jeszcze tak, to w końcu o uczuciach

Trzy rzeczy. Zgadzam się, że matura z polskiego jest nieprzemyślana i jej autorzy trochę tracą kontakt z rzeczywistością. Edukacja w szkołach średnich, szczególnie w dziedzinach humanistycznych, jest pozbawiona praktycznych walorów lub - co jest prawie równoznaczne - nie potrafi rywalizować z nowymi sposobami spędzania czasu, zdobywania i używania informacji, pracowania, tworzenia. Nie wygląda na to, żeby ktoś miał pomysł, żeby to zmienić. Niewiele ma do tego sam wybór konkretnej lektury na maturę (sam nie znam "Granicy"), ale brak wizji i strategii co do celów i rezultatów edukacji oraz przepaść, jaka dzieli ją od, przede wszystkim, pracy w dorosłym życiu.

Po drugie, ktoś, kto uważa pracę u podstaw za przeżytek, nie może rozumieć tego pojęcia we właściwy sposób. Odnosi się ono przecież nie tylko do okresu w historii Polski, kiedy organiczny wysiłek był sposobem na ocalenie tożsamości i uniknięcie calkowitej cywilizacyjnej degradacji pod zaborami. To również pewna propozycja życiowa, która polega na kreatywnym podejściu, na tworzeniu, nie niszczeniu czy romantycznych porywach, nawet jeśli jest są to baby steps, drobne kroczki składające się powoli w coś większego. To genialna filozofia w naszych czasach, postawa godna jej propagowania a co najmniej zrozumienia. Co jest przestarzałego w promowaniu systematycznej, solidnej pracy, na każdym poziomie? Niby dlaczego pisanie o uczuciach jest ważniejsze? Może jeśli uczniowie zrozumieją pojęcie pracy organicznej, lepiej zrozumieją kluczowe pojęcie pracy, może będą mniej oszukiwać, liczyć na przypadek, kombinować, uciekać na nieprawdziwe zwolnienia lekarskie, na nieprawdziwe renty?

Po trzecie, to smutne, że ludzie utożsamiają literaturę i czytanie z uczuciami. To spojrzenie kogoś, kto widzi słowo pisane jako bibliotekę romansów i kryminałów, a nie sposób na opisywanie całej rzeczywistości, także problemów społecznych, politycznych, technicznych, każdych. Nie jako sposób na głębokie zrozumienie i uporządkowanie kluczowych pojęć. Ale po takich sytuacjach w tramwaju trochę łatwiej mi wytłumaczyć to, że ludzie czytają coraz mniej coraz krótszych tekstów.

No comments:

Post a Comment