Sunday 25 October 2009

Prawosławna wyspa

Dałem się skusić nietypowemu w Polsce plakatowi z ikoną prawosławną i odwiedziłem kino w Zamku w ramach Dni Kultury Prawosławnej, żeby obejrzeć doceniony na całym świecie i popularny w Rosji film Pawła Łungina "Wyspa" oparty o klasyczny motyw zbrodni i kary.

Zaczyna się w czasie II wojny światowej, kiedy w napadzie strachu i histerii niedoświadczony rosyjski żołnierz zabija za namową Niemców swojego dowódcę. Ratuje się przed śmiercią, ale to wydarzenie naznacza go na całe życie i kiedy spotykamy go po raz drugie jest mnichem w prawosławnym zakonie gdzieś na peryferiach Rosji. Żyje w ciągłym poczuciu wagi swojego grzechu i nieustannie pokutuje za moment słabości, ale jednocześnie jest rozchwytywany przez wiernych dzięki swojej przystępności oraz zdolności uleczania modlitwą. Jego niedoskonała przeszłość, świadomość powszechności, a nie wyjątkowości grzechu zbliża go do przeciętnych ludzi, nieustannie błądzących, niepewnych, żyjących w świecie tak różnym od scholastycznego, gmachowego życia oficjeli zakonnych. Zresztą Anatoly jest też sekretnie podziwiany przez swoich kolegów z zakonu za prostotę życia, za bezkompromisowość, za szacunek wśród wiernych, nazywany jest świętym.

Film konczy się w momencie, kiedy główny bohater pomaga wyleczyć z obłędu córkę mężczyzny, który okazuje się owym przełożonym z czasów wojny światowej, cudownie ocalałym. Dochodzi między nimi do rozmowy, pojednania, wyznania i wybaczenia grzechów, a Anatoly, choć wciąż pełen skruchy za swoje grzechy, odchodzi z tego świata pogodzony z Bogiem.

To dla mnie za każdym razem olbrzymia przyjemność, żeby wyrwać się z kręgu filmu i kultury anglosaskiej, w swojej wersji popularnej totalnie wtórnej i wypranej z atrakcyjności, a rosyjska alternatywa jest nie do pogardzenia. "Wyspa" gra jednak trochę na schematach, opowiada po raz kolejny historię dobrze znaną, skłania do wniosków co najmniej powtórnych, ale za to tak uniweralnych, że warto je powtarzać, i w takiej scenerii, że warto je odkryć na nowo. Zaprasza do życia blisko ze sobą, do mierzenia się z własnymi niedoskonałościami, grzechami, do dzielenia się tym doświadczeniem z innymi, do prostego kontaktu z ludźmi.

No i ten język rosyjski, którego nigdy formalnie się nie uczyłem, który pozostanie pewnie moim niespełnionym marzeniem do końca życia.

No comments:

Post a Comment