Thursday 20 August 2009

Kolejny Kutz

Obejrzałem "Nikt nie woła" Kazimierza Kutza, jego drugi film w roli reżysera i znowu jestem pod wrażeniem. Ten nakręcony w Bystrzycy Kłodzkiej obraz o szukaniu stabilizacji i normalności na Ziemiach Odzyskanych przez dwójkę młodych, pokiereszowanych przez wojnę ludzi nigdy nie przebił się do powszechnej świadomości, krytyka i publiczność przyjęli go chłodno. Z dystansu ogląda się go dużo lepiej, tolerując artystyczne poszukiwania, które na przełomie lat 50. i 60. tak bardzo raziły. Zdjęcia Jerzego Wójcika, zimne, ascetyczne kadry czy też karykaturalne antydialogi wojennych rozbitków doskonale wydobywają atmosferę zagubienia, niezrozumienia oraz lęku przed demonami przeszłości.

"Nikt nie woła" to jednak przede wszystkim wyjątkowy dialog z "Popiołem i diamentem" Andrzeja Wajdy, z romantycznym mitem Maćka Chełmickiego (Zbigniew Cybulski), który odrzuca nadzieję na normalne życie i wykonuje rozkaz zabicia komunistycznego dygnitarza, tym samym podpisując na siebie wyrok śmierci. Bożka z "Nikt nie woła", granego przez Henryka Boukołowskiego, poznajemy w momencie ucieczki przez kolegami z konspiracji do małego miasteczka, kiedy walczy z myślami przypominającymi mu, że "nie strzelił do czerwonego". Tym samym, Kutz proponuje nam zabawę z alternatywną wersją historii bojownika polskiego podziemia, nienaznaczoną romantyczną śmiercią, choć nie mniej dramatyczną, nie mniej zatopioną w rozterkach.

Tajemnicze (wypowiedź Kutza) są losy pięknej partnerki Boukołowskiego z filmy aktorki Zofii Marcinkowskiej, która zmarła niedługo po zagraniu roli śmiercią samobójczą.

No comments:

Post a Comment